Jak ten Zacheusz. Patrzę z drzewa, jestem ciekawy, ale nie będę złaził i się tym podniecał. Tkliwy nihilista opanowujący pozycję dystansu. Intelektualnie wezmę trochę, pokonfrontuję, ale mnie nie stygmatyzuj. Mam swój kabriolet, Bóg szanuje moją wolność, a ty mi tutaj wciskasz pełne wrzasków rodzinne kombi. Chciałbym, ale nie umiem.
Próbuj,
naprawdę warto.
Bóg
się po prostu opłaca. I wcale nie dlatego, że lepiej wierzyć niż
nie wierzyć, bo nic się nie traci, a można dużo zyskać. Nie. Po
prostu można głębiej żyć. Już teraz. Tę samą sytuację możesz
przemielić, albo dobrze przeżyć. Ba, możesz nawet ją przeżyć
jakoś, z namiastką piękna, albo możesz ją pięknie przeżyć.
Ciężko mi się często przekonać do wartości Miłości – jako
tej miłości od Boga. Miłość Boża rozumiana jako twoja miłość
do innych i ta, którą Bóg daje od innych tobie – ok. Ale żeby
tak bezpośrednio – to się wymyka logice. Ale masz czasami impuls,
krzyk bezradności. I wtedy stawiasz na coś nieuchwytnego, czemu, jak
umiesz, niezdarnie, zawierzasz. A Bóg daje ci okulary mądrości.
Św.
Augustyn, ten sam, który w latach młodości prosił Boga, żeby dał
mu czystość i umiarkowanie, ale "jeszcze nie teraz"
(czego potem żałował), po lekturze "Hortensjusza" Cycerona pisał: Przed mymi oczyma zmarniały nagle wszystkie
ambicje światowe. Niewiarygodnym wprost żarem serca zacząłem
wprost tęsknić to nieśmiertelności, jaką daje mądrość.
I
co, pochwycimy tę mądrość i będziemy wyciskać kiść przez
lata? Dzięki Bogu, nie. Pycha by nas zmasakrowała. To nieuchwytna
pogoń za Króliczkiem, w której najważniejsze, żeby sinusoida w
ostatecznym rozrachunku była na górze.
Dlaczego
nie czekać aż do śmierci na jedną kontrę, która da nam
zwycięstwo? Bo życiu trzeba nadać wartość i jakość. Jeśli
będziesz miał styl – nie będziesz liczył na cud, ale będziesz
te cuda tworzył – i za nie będą cię oklaskiwać całe życie. A
ty od tych oklasków nie zwariujesz.
Teraz
tylko o tym pamiętać.